Gig Economy. Jak koronawirus wpłynie na nowy trend w zatrudnieniu?
Zasada gig economy jest prosta - zarabiasz, gdy masz zlecenie. Jesteś elastyczny, ale też zdany na siebie i bieżące zapotrzebowanie na Twoje usługi. W dobie globalnej pandemii firmy ograniczają swoje wydatki, a szanse zarobku dla niezależnych specjalistów spadają. Istnieją jednak segmenty rynku, które zyskują na wartości i dają freelancerom szanse dodatkowego zarobku. Czy są one większe, niż potencjalne ryzyko?
Czym jest gig economy?
Gig Economy to zjawisko zyskujące na popularności na całym świecie. W Polsce znane jako ekonomia zleceń, gig economy zawdzięcza swoją nazwę angielskiemu słowu “gig”, oznaczającym występ muzyków, często jednorazowy. Aktualnie “gig” odnosi się już do wszystkich zleceń jednorazowych lub krótkoterminowych. Szacuje się, że już teraz 20-30% osób aktywnych zawodowo w Europie i USA traktuje jednorazowe zlecenia jako jedną z form zarobku. A tendencje są mocno wzrostowe. Według prognoz Mastercard, rynek gig economy będzie rosnąć o 123% w skali roku, by w 2023 roku osiągnąć globalną wartość 455 miliardów dolarów.
Ekonomia zleceń pozwala specjalistom na bardziej efektywne wykorzystanie swoich umiejętności poprzez świadczenie niezależnych usług. Sprzyja jej też rozwój technologii. Podstawowym elementem tego typu usług są platformy dla usługodawców oferujących się w obrębie danej działalności. Do najbardziej popularnych należą te do wynajmu nieruchomości (Airbnb), ride-sharingowe (UBER) czy zrzeszające osoby branży kreatywnej (upwork).
Rozwój tego typu usług daje elastyczność i szansę na dodatkowe (lub podstawowe) źródło dochodu. Jest jednak równocześnie wyzwaniem, które wydaje się być wyjątkowo bolesnym w czasie kryzysu, z jakim właśnie się mierzymy.
Pracownicy zdani na siebie.
Światowa gospodarka zatrzęsła się w posadach, a firmy - zarówno technologiczne korporacje o globalnym zasięgu, jak i małe przedsiębiorstwa - wysłały swoich pracowników do domu. Kto mógł, zabrał komputer i obowiązki ze sobą. Niezależni kontraktorzy pracujący na zlecenie również zostali wysłani do domu. Ci jednak na bezpłatny, przymusowy urlop. Problem nie dotyczy oczywiście tylko firm technologicznych. Freelancerzy i zewnętrzni konsultanci zostali bez zleceń, gdy z dnia na dzień zamknięto biura i całe kompleksy. Czy oni wszyscy zostaną też bez środków do życia?
Stosowne oświadczenia dotyczące zapłaty swoim pracownikom kontraktowym wydały już m.in. Amazon, Instacart, DoorDash, Uber czy Lift. Duże firmy polegające na gig economy zapewniły, że zapłacą swojemu pracownikowi za 2 tygodnie urlopu chorobowego, jeśli wykaże, że został poddany badaniom na obecność wirusa COVID-19, pozytywnie zdiagnozowany i poddany kwarantannie. Większość freelancerów na rynku i tak zostanie zdana tylko na siebie. Polityka wynagrodzeń dla “wolnych strzelców” w trakcie trwania kryzysu nie jest jednolita.
Kilka dni temu wszystkie portale technologiczne rozpisywały się o historii baristów, zakontraktowanych w centrali popularnego komunikatora internetowego Slack. Na czas pandemii biuro korporacji zostało zamknięte, bariści wysłani do domu, a ich wynagrodzenie zawieszone. Bariści sprzeciwili się tej decyzji i upublicznili list napisany do firmy. Efekt? CEO zadeklarował regularną wypłatę ich wynagrodzenia, pomimo przymusowego urlopu.
Każdy walczy, jak potrafi. W związku z odwołaniem jednego z największych festiwali kulturowo-technologicznym SXSW w Austin w Teksasie założono stronę I Lost My Gig, gdzie poszkodowani proszą o pokrycie strat, związanych z ich (nie)uczestnictwem. Utracone zyski w wielu przypadkach sięgają dziesiątków tysięcy dolarów.
Problem utraconych korzyści dotyczy również wynajmów. Szczególnie tych krótkoterminowych, które są dużą częścią ekonomii gig. W odpowiedzi na aktualną sytuację AirBnB wprowadziło możliwość anulowania wyjazdu, przypadającego na daty 14 marca - 14 kwietnia. Decyzja dotknie przede wszystkim właścicieli nieruchomości, którzy przyjęli już zaliczki. Sytuacja zniechęci też potencjalnych turystów do kolejnych wyjazdów, nawet jeśli po jakimś czasie sytuacja znów wróci do normy.
Szanse dla logistyki?
Nowa, nieprzewidywalna sytuacja, to również nowe szanse. Gdy maleje popyt na jedne usługi, naturalnie rośnie na inne. A rynek gig economy nie jest tutaj wyjątkiem.
Według raportu przeprowadzonego przez magazyn Forbes, sytuacja związana z koronawirusem może mieć pozytywny wpływ na usługi świadczone przez niezależnych ekspertów, których merytoryczna opinia będzie teraz wyjątkowo pożądana. Mastercard opublikował z kolei raport, według którego 58% pracowników gig economy związanych jest z branżą logistyczną. Sama branża jest z resztą najszybciej rosnącą w USA, z rocznym wzrostem na poziomie 20%. I to tutaj właśnie freelancerzy powinni upatrywać swoich szans.
Wielu z nas wciąż ma potrzebę regularnego przemieszczania się. Dla tych, którzy do tej pory podróżowali komunikacją publiczną, uzasadnione będzie skorzystanie z usług aplikacji takich jak UBER czy Bolt. Wzrośnie również zapotrzebowanie na dostawców jedzenia. Amerykańska platforma Instacart, specjalizująca się w dowozach zakupów ze sklepów spożywczych, zanotowała w ostatnim czasie nawet 20-krotne wzrosty. A wszystko to w stanach, w których wykryto najwięcej przypadków zarażenia koronawirusem.
Zamknięcie sklepów i galerii handlowych również przeniosło ruch do internetu. W badaniu przeprowadzonym przez Coresight Research, aż 75% amerykanów zadeklarowało, że będzie unikać odwiedzania galerii handlowych w trakcie pandemii. Popyt na zakupy w internecie jest już tak duży, że nawet Amazon zapowiedział opóźnienia w dostarczaniu przesyłek. W odpowiedzi na tak duże zapotrzebowanie amerykański gigant podniósł tymczasowo wynagrodzenie i planuje zwiększenie zatrudnienia w obszarze dostaw, magazynów i sklepów Whole Foods o ponad 100 000 pracowników.
Jedzenie na wynos zostanie z nami na dłużej?
Z uwagi na pandemię lokale gastronomiczne na całym świecie musiały zamknąć się dla gości. Część z nich nie przetrwa tej próby i ponownie się nie otworzy. Tym, które mają szansę, z pomocą przychodzi jedzenie na wynos. Aby wesprzeć lokalne restauracje i pozwolić im utrzymać się przy życiu, operator aplikacja Grubhub zawiesiła pobieranie 100 milionów dolarów prowizji. Wielu pośredników idzie w ich ślady i również rezygnuje z części zysku. Inicjatywa ma zachęcić klientów do korzystania z tej formy zamówień i wesprzeć lokalne biznesy gastronomiczne. A przy większym zapotrzebowaniu pracę dostaną też niezależni dostawcy jedzenia.
Wydaje się, że wielu z konsumentów, którzy do tej pory nie korzystali z tej formy interakcji z restauracjami, wreszcie będzie miało okazję się do niej przekonać. Na popularność tego rozwiązania wpłynie niewątpliwie wygoda, ale też brak dodatkowych kosztów. Usługa ma spore szanse, by zagościć w naszym codziennym życiu - nie tylko w okresie pandemii, ale również w dłużej perspektywie.
Tak naprawdę dopiero kolejne tygodnie zweryfikują rynek i zachowania konsumentów. Będziemy je bacznie obserwować i informować was o nich na bieżąco.
Zdjęcie: Kai Pilger, Unsplash.com